Henryk Sławik: Polski Wallenberg

Henryk Sławik: Polski Wallenberg

 

 

 

Wprowadzenie

Dnia 20 września 2007 r. odbył się na Uniwersytecie Ottawskim bardzo ciekawy wykład pana Ambasadora Grzegorza Łubczyka który z ramienia Ambasady Polskiej zorganizował p. Rafał Domisiewicz. Impreza ta odbyła się przy współudziale ambasady Węgierskiej i Izraelskiej.

Pan Ambasador Grzegorz Lubczyk jest absolwentem polonistyki i dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego i był wieloletnim korespondentem na Węgrzech. W latach 1997-2001 pełnił funkcję Ambasadora RP w Budapeszcie. Jest również autorem kilku książek, m. i. „Polski Wallenberg — Rzecz o Henryku Sławiku".

Przemówienie pana Łubczyka z języka polskiego na angielski tłumaczyła pani xxx. Zgaduję, że na sali było około 30 lub 40 osób. Niestety frekwencja ze strony Polonii była bardzo mała — wydaje mi się że było nas około dziesięciu osób. A szkoda, bo dla mnie przynajmniej, temat wykładu był bardzo ciekawy.

Za zgodą pana Rafała Domisiewicza, postanowiłem przygotować dla Państwa sprawozdanie z tego spotkania. Jakie mam ku temu kwalifikacje? Jak Państwo wiedzą, z zawodu jestem naukowcem, czyli, wynika z tego że nie mam ku temu żadnych kwalifikacji. Wszystko co wiem o Sławiku, to z książki Grzegorza Łubczyka, z której wybrałem wyjątki i ułożyłem mój tekst. Mam jednak nadzieję, że Państwo wytrzymają do końca pogadanki, bo potem wyświetlimy film dokumentalny o Sławiku nakręcony przez Telewizję Polską.

Kim był Henryk Sławik?

Henryk Slawik urodził się 16 lipca 1894 roku w Szerokiej k. Pszczyny, na Śląsku. Był synem Jana, właściciela drobnego gospodarstwa chłopskiego, i Weroniki z Sobocików. Uczęszczał do niemieckiej szkoły ludowej, w której zdobył podstawy znakomitej znajomości języka niemieckiego. Nauki potem nie kontynuował z powodu trudnych warunków materialnych. Dzięki jednak wrodzonym uzdolnieniom i systematycznej pracy nad sobą osiągnął jako samouk znaczne wykształcenie.

 

Związał się wcześnie z ruchem socjalistycznym, bo jeszcze przed I Wojną Światową. Po jej wybuchu został powołany do wojska niemieckiego i skierowany na front wschodni, gdzie dostał się do niewoli rosyjskiej. Po powrocie do kraju podjął działalność w Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) i był bardzo czynny w akcji polskiej na Górnym Śląsku. Brał udział w trzech powstaniach śląskich. Szczególnie czynny był w polskiej akcji plebiscytowej, organizując zebrania i wiece, na których wygłaszał przemówienia.

Należał do głównych organizatorów Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych oraz Robotniczych Klubów Sportowych.

21 lipca 1928 roku w Warszawie Sławik poślubił Jadwigę, z domu Purzycką. 24 lipca 1930 roku w Katowicach urodziła się im córeczka ig. Krysia.

Stałą współpracę z Gazetą Robotniczą jako dziennikarz Sławik rozpoczął jeszcze w okresie plebiscytu. W 1923 roku został redaktorem odpowiedzialnym, a w roku 1928 redaktorem naczelnym tego pisma. Znaczny wpływ wywarł na rozwój i działalność Syndykatu Dziennikarzy Fig, 8Polskich Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Od roku 1923 należał do zarządu Syndykatu, a w 1930 roku pełnił funkcję prezesa, którą objął ponownie w 1936 roku i którą piastował aż do wybuchu wojny.

W 1939 roku przed najazdem niemieckim na Polskę brał udział w przygotowaniach do obrony Śląska i do ostatniego momentu wytrwał na wyznaczonym mu posterunku Nie zdoławszy się połączyć z rodziną, przebywającą w Warszawie, podążył szlakiem ewakuacyjnym na wschód, skąd przedostał się do Rumunii, a następnie na Węgry.

Kilka słów na temat warunków na Węgrzech w 1939 roku

Węgry na ogół miały przyjazne stosunki z Niemcami i z Włochami. Niemniej bardzo wyraźnie oświadczyli Niemcom swój stosunek do Polski i Polaków.

Minister spraw zagranicznych hr.lstvan Csaky w deklaracji z dnia 27 kwietnia 1939 roku uzgodnionej z Premierem Węgier, hrabią Teleki, stwierdził:

"Ten, kto przekroczy granicę węgierską bez naszego pozwolenia, będzie uważany za wroga [...]. Gdyby więc Niemcy usiłowali przejść przez nasze terytorium bez uprzedzenia, czy też mimo naszych protestów, pewne jest, że wybuchłaby rewolucja, która byłaby dla Węgier katastrofą moralną. Wzajemne sympatie, które przez wieki gromadziły się w narodzie węgierskim i polskim, przekształciły się w prawdziwe, choć nie podpisane, przymierze, którego ani rząd węgierski, ani polski nie mogą lekceważyć".

 24 czerwca 1939 roku Premier hrabia Teleki, napisał do Hitlera 1 Mussoliniego m.in.:

 ,,Rząd węgierski podkreśla, że w wypadku wojny niemiecko-polskiej nie znajdzie się w sytuacji, by także zaatakować Polskę".

Prośba skierowana tuż przed napaścią na Polskę przez rząd Niemiec do "Budapesztu" o wyrażenie zgody na przejście przez terytorium Węgier oddziałów Wehrmachtu, tylko minuty potrzebowała, by obradująca pod kierownictwem regenta Miklósa Horthyego Rada Stanu jednogłośnie ją odrzuciła.

W kolejnej nocie z 9 września 1939 roku z żądaniem przemarszu przez Węgry hitlerowskich wojsk, by mogły one od południa uderzyć na Polskę, minister spraw zagranicznych ITI Rzeszy, Joachim von Ribbentrop zaproponował Węgrom nawet część ... Polski w rejonie Sambora. Teleki znów kategorycznie stwierdził: "Ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego nie brać udziału w jakiejkolwiek akcji wojskowej przeciw Polsce".

Trzeba pamiętać o tym, że w owym czasie na Węgrzech istniała dość silna partia faszystowska, oraz roiło się od szpiegów niemieckich.

Uchodźcy polscy na Węgrzech

Po napaści Niemiec i Rosji Sowieckiej na Polskę, dla tysięcy uchodźców - wojskowych i cywilów, dzieci i starców - Węgry i Węgrzy byli niemal jedyną realną polską nadzieją. Większość z nich stanowili żołnierze, którzy w drugiej połowie września, w zwartych oddziałach i w rozproszeniu, przekraczali granicę węgierską. Według Józsefa Antall'a, dyrektora Biura do spraw Uchodźców w węgierskim Ministerstwie do Spraw Wewnętrznych, 3 15 l który z tej racji miał doskonałe rozeznanie w sytuacji uchodźstwa polskiego, do Węgier przybyło w latach 1939-1940 około 140 tysięcy uchodźców z Polski.

W ramach masowej ewakuacji, odbywającej się za wiedzą i przy cichej pomocy węgierskich władz, do czerwca 1940 roku opuściło Węgry ok. 110 tysięcy osób. Większość z nich zasiliło armię polską na Bliskim Wschodzie i we Francji.

A tu mała dygresja osobista. Mój ojciec przybył do Węgier razem z transportem Skarbów Wawelskich a później, przez Jugosławię i Włochy przedostał się do Armii Polskiej we Francji. Oto pocztówka z pozdrowieniami, ale bez podpisu, którą wysłał do mojej babci w 1940 r. Była to dla nas pierwsza wiadomość że przeżył kampanię wrześniową.

Później ewakuacja trwała nadal, tylko że w wolniejszym tempie i w latach następnych objęła dalsze 20 tysięcy osób. Jednocześnie, głównie w 1943 roku, z Polski przedostało się na Węgry około 5 tysięcy nowych uchodźców, w tym wielu Żydów. W rezultacie, u końca wojny na Węgrzech pozostało około 15 tysięcy obywateli polskich.

Jest sprawą oczywistą, że przyjęcie jesienią 1939 roku tego rozmiaru przypływu uchodźców łączyło się z potężną skalą problemów socjalnych, finansowych, nie mówiąc już o politycznych! Rozmaite węgierskie organizacje spontanicznie wzięły się do niesienia pomocy uchodźcom z Polski. Niektóre z nich wymienione są w załączonej tablicy. Do akcji pomocy uchodźcom polskim przyłączyły się też niektóre organizacje międzynarodowe.

Naturalnie, nie brakło również organizacji uchodźczych które niosły pomoc swoim towarzyszom niedoli. Na następnej tablicy wymienione są nazwy niektórych z nich. Niektóre były tajne i zajmowały się, na przykład, przerzutem żołnierzy do Francji, wywiadem i kontrwywiadem, łącznością, szyframi, produkcją dokumentów fałszywych, itp. Inne były oficjalne i głównie dbały o dobrobyt uchodźców. Dla nas najważniejsza z tych ostatnich jest:

Komitet Obywatelski do Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech

W IX Wydziale węgierskiego Ministerstwa do Spraw Wewnętrznych istniało rządowe Biuro ds. Spraw Uchodźców. Szefem tego biura był pan 4 l radca Dr József Antall, wielki przyjaciel Polaków. Ponieważ Polacy stanowili przeważającą większość uchodźców w owym czasie, Antall założył w tym biurze osobną Sekcję "P" do spraw polskich. Do tego biura osobiście bardzo starannie w obozach dla uchodźców wybrał sobie kilku współpracowników. Ale Antall zdawał sobie dobrze sprawę, że w jego interesie jest, żeby Polacy sami też się dobrze zorganizowali. Podczas jednej z jego wczesnych wizyt w obozach dla uchodźców, przywykły do serdecznych powitań polskich tułaczy, Antall aż przystanął z wrażenia, gdy, usłyszał od Henryka Sławika następujące słowa, wypowiedziane twardym tonem i bezbłędnie po niemiecku:

"Należy zapewnić takie warunki życia, które umożliwią im godne przetrwanie tragedii, jaką przeżyli i w dalszym ciągu przeżywają po wrześniowej klęsce! Przecież wszyscy oni zostali pozbawieni przez losy wojny nie tylko kraju rodzinnego, ale i domu, rodziny!"

 W tym momencie Sławik nie wiedział, że tą wypowiedzią niejako zamknął sobie drogę do Wojska Polskiego we Francji. Antall natomiast wie- dział, że znalazł kogoś, kogo do pomocy bardzo potrzebuje. Zaprosił Henryka Sławika do swego służbowego samochodu i przywiózł go do Budapesztu, by tu, współpracując z nim, podjął się niełatwej pracy - zorganizowania pobytu polskich uchodźców.

Sławik zorganizował Komitet Obywatelski do Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech którego oficjalnym celem miała być działalność w następujących dziedzinach: pracy kulturalno-oświatowej; wydawniczej; samopomocy materialnej; dbałości o wygląd zewnętrzny; dożywiania dzieci. W rzeczywistości prace komitetu sięgały znacznie dalej. Oto wyjątki z relacji Zdzisława Antoniewieza, uchodźczego dziennikarza, o rozmowie ze Sławikiem na temat powstania Komitetu Obywatelskiego. Sławik powiedział:

 "W pierwszych dniach października 1939 roku przyjechał do nas na wizytację przedstawiciel MSW, dr József Antall. Na spotkaniu z internowanymi dowiadywał się o nasze samopoczucie. Wówczas odpowiedziałem po niemiecku, bo i on tym językiem przemawiał, że jeszcze kilka miesięcy pobytu, a wszyscy się rozleniwimy, bo nie ma co robić, i się rozpijemy, bo nasi gospodarze węgierscy są bardzo gościnni. 5 l Jak mi później opowiadał Antall, był to pierwszy przypadek krytyki ze strony uchodźców. Podkreśliłem jeszcze, że musimy nasze siły raczej pomnażać, bo po powrocie do kraju czeka nas ciężka praca - odbudowa zniszczonych przez hitlerowców miast i fabryk. Po tym spotkaniu zaproponował, abym objął kierownictwo polskiej instytucji, która dla niego miałaby charakter opiniodawczy".

 "Zwołałem przedstawicieli stronnictw opozycyjnych i utworzyliśmy komitet międzypartyjny, który decyduje we wszystkich sprawach. Przyzwyczajony do pracy w partii nie chciałem sam rządzić. Tak wyłoniła się koncepcja powołania Komitetu Obywatelskiego, którego .skład mianował komitet międzypartyjny i którego polityczny skład, oczywiście, w zminiaturyzowanej formie nawiązywał do partyjnego podziału mandatów w przedwojennym Sejmie. W tym samym czasie otrzymałem z Francji nominację na delegata naszego Ministra Opieki Społecznej. Decydujemy teraz o wszystkich żywotnych sprawach przebywających na Węgrzech Polaków, oczywiście z wyjątkiem tych, które należą do kompetencji poszczególnych ministerstw".

Zdzisław Antoniewicz wspomina, że jemu, zarekomendowanej w szczególny sposób osobie, i to na pierwszym z nią spotkaniu, Sławik nie mógł i nie powiedział zbyt wiele o rzeczywistych mechanizmach współdziałania Komitetu Obywatelskiego z jego węgierskimi opiekunami i partnerami. Dopiero wiele miesięcy później, gdy redaktor Antoniewicz sprawdził się w różnych sytuacjach, został - jak sam wspomina - zaproszony do mieszkania Antall'a na jedną z okresowych, utajnionych narad liderów polskiego uchodźstwa z decydującymi w ich sprawach węgierskimi przy- jaciółmi. To na tych spotkaniach z udziałem m. in. Sławika ten swego rodzaju zespół koordynacyjny - nazywany też komitetem dziesięciu - ustalał strategię ukrytej współpracy i oficjalnego, często celowo nagłaśnianego postępowania gospodarzy wobec polskich uchodźców.

Antoniewicz nazywa Sławika wybitną indywidualnością. Twierdzi, że dobrze orientował się w krzyżujących się interesach osobistych i partyjnych naszych uchodźców. Nie zapominał, że na Węgrzech nie reprezentuje interesów swego PPS, lecz jest ponadpartyjnym prezesem Komitetu Obywatelskiego. Naszym cywilom i wojskowym przy każdej okazji przypominał o godnym noszeniu imienia Polaka. Gdy uznał za stosowne, upominał. Nie zważając na reakcje członków obozowych komend i kierownictw naszych instytucji uchodźczych, w specjalnym do nich okólniku ostrej krytyce poddał docierające doń sygnały ,,0 braku grzeczności, opryskliwości, biurokratycznym zbywaniu interesantów i udzielaniu im przez niektórych pracowników nieścisłych informacji".

Sławik nie tniał wątpliwości, że po bardzo wielu trudach i często tragicznych przeżyciach tysiącom uchodźców trzeba przywrócić nadzieję, perspektywiczny cel, koniecznie ich czymś zająć: pracą, poszerzaniem wiedzy z różnych dziedzin, nauką języków, kulturą w sposób czynny lub bierny, przypomnieć o starych i rozbudzać nowe zainteresowania. Ważne, by porozbijani moralnie rodacy nie czuli się opuszczeni. Prezes Komitetu Obywatelskiego dbał, by starannie przygotowywane obchody naszych polskich oraz węgierskich świąt narodowych i ważnych dla Węgrów i Polaków rocznic stawały się lekcjatni historii z polsko-węgierskich dziejów, lekcjatni ożywiającego serca i umysły patriotyzmu.

Na marginesie należy wspomnieć, że obok działalności w ramach polskiego Komitetu Obywatelskiego Henryk Sławik był również czynny na odcinku łączności kraju z Londynem oraz w zakresie przerzutu działaczy polskich przez Węgry do kraju i z kraju na zachód.

Warunki dla żydów na Węgrzech przed i podczas II Wojny Światowej

28 maja 1938 roku obie izby węgierskiego parlamentu ratyfikowały ustawę, według której Żydzi mogli stanowić najwyżej 200/0 osób działających w sferach handlu i gospodarki, ale też w dziedzinie kultury, teatru, dziennikarstwa, filmu oraz we wolnych zawodach. Stało się to pod naciskiem faszystów węgierskich. W maju 1939 roku weszła w życie "druga ustawa", która zmniejszyła proporcje z 20 do 12-15%. Żydom uniemożliwiono piastowanie ważniejszych funkcji w życiu kraju. Wreszcie, w sierpniu 1941 roku, pod naciskiem Niemiec, nowe dekrety odsunęły całkowicie węgierskich Żydów od udziału w gospodarce, polityce, życiu społecznym i w kulturze. Oczyszczono z Żydów armię.

Na tym tle trzeba spojrzeć na warunki polskich Żydów na Węgrzech w czasie wojny. Wśród uchodźców polskich, jakjuż uprzednio wspomniałem, było dużo Żydów. Część z nich zamieszkała w gtninach żydowskich ale większość zatnieszkała w obozach dla uchodźców polskich w których nie było dyskryminacji na tle wyznaniowym. Dla wszystkich Żydów uzyskanie papierów aryjskich było kwestią życia i śmierci. Najczęściej Komitet Obywatelski Hemyka Sławika pośredniczył między uchodźcami a biurem węgierskiego MSW Jozsefa Antall'a w sprawie uzyskiwania nowych dokumentów. Osobą która w biurze Sławika zajmowała się tą sprawą był Henryk Zvi Zimmermann, młody prawnik który ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, który był czynnym w Radzie Gminy Żydowskiej w Getcie Krakowskim. aż do likwidacji getta. Zimmennann zbiegł i przedostał się na Węgry gdzie nawiązał kontakt z Komitetem Żydów Polskich w Budapeszcie. W ich imieniu udał się do Henryka Śławika w celu usprawnienia sposobu składania podań o nowe dokumenty. Kilka spotkań Sławika z Zimmennannem pozwoliło wprowadzić zasady, które znacząco przyczyniły się do usprawnienia legalizacji pobytu na Węgrzech kilku tysiącom uciekinierów z Polski żydowskiego pochodzenia. Sławik posadził Zimmennanna u siebie w biurze przy biurku, by rejestrował wszystkich nowo przybyłych, zarówno Polaków, jak i polskich Żydów. Zimmermann posiadał bardzo dobrze podrobione przez polskie podziemie świadectwo katolicyzmu, co Sławik dyskretnie upowszechnił. "Gdyby więc doszło do zdrady i ujawnienia tego, co z moim udziałem naprawdę robi kierownictwo Komitetu Obywatelskiego", mówi Zimmennann, "to na pewno nie Sławik, ale niektórzy jego członkowie mieliby alibi, że padli ofiarą żydowskiego oszusta, który sprytnie wkradł się w ich łaski".

Zimmennann składał podania o nowe dokumenty pani Barbarze Czerwińskiej, referentce w sekcji Polskiej biura do spraw uchodźców w ramach IX Wydziału Opieki Społecznej i Spraw Socjalnych MSW gdzie pracowała dla Dra Jozsefa Antall'a. Pani Barbara była młodą Polką która świetnie mówiła po francusku i dobrze po niemiecku i której wybuch wojny uniemożliwił studia w jednej z najlepszych uczelni Francji. Prowadziła kartotekę z ewidencją cywilnych uchodźców, bezpośrednio opiekowała się dużym obozem w Keszthely, do którego często jeździła, zawożąc urzędowe pisma i pieniądze. Przygotowywała, jak zresztą każdy z Polskich pracowników Antall'a, różnej treści dokumenty, pisała na maszynie, przyjmowała podania o dokumenty. O stosunkach polsko-żydowskich na Węgrzech pani Barbara mówi:

"W środowisku polskich uchodźców wśród poruszanych zagadnień aż do 1943 roku nie było kwestii żydowskiej jako takiej. Chcę wyraźnie podkreślić - mówi pani Barbara - że choć wśród nas, cywilów i wojskowych, wielu było Żydów, w tym znane postacie, to jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Nie robiono z pochodzenia problemu również wtedy, gdy po powstaniu w warszawskim getcie, a następnie po likwidacji getta w Krakowie nasilił się nielegalny napływ na Węgry polskich Żydów. Po prostu, nam w Sekcji Polskiej znacznie przybyło wtedy pracy i tyle: wystawialiśmy im dokumenty, wymagane przy legalizacji pobytu. Gdy nazwisko delikwenta nie pozostawiało wątpliwości, kim jest, zmienialiśmy je, kierowaliśmy ich do Duszpasterstwa Polskiego z prośbą o wystawianie im świadectw chrztu, a także zapewnialiśmy miejsca w obozach pod Budapesztem."

Zdarzały się wtedy sytuacje, których pani Barbara do dziś, mimo upływu 60 lat, nie potrafi zapomnieć. "Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna ..." - w taki sposób powitała nas jedna z dwu uchodźczyń zaraz po wejściu do naszego Biura. Tej modlitwy w równie błagalnym tonie wcześniej nie słyszałam. Zorientowałam się, że są polskimi Żydówkami, choć ich wygląd na to nie wskazywał. Nie pozwoliłam jej dokończyć, wyjaśniając, że u nas nie musi mówić pacierza, by w rubryce "wyznanie" mogła wpisać: ,,rzymska katoliczka".

 "Większość polskich Żydów, po dotarciu jakimś cudem na Węgry, szukała pomocy i ratunku w Komitecie Obywatelskim u Sławika. Pewna ich część trafiała do węgierskich organizacji żydowskich, z którymi dobre kontakty miał Zimmermann. Bliskie współdziałanie na tym polu Antalla ze Sławikiem, oczywiście, nie miało, bo nie mogło mieć, oficjalnego charakteru. Dlatego wiele spraw nigdy nie trafiło do dokumentacji instytucji przez nich kierowanych. Nie o wszystkim też, będąc pracownikami Sekcji Polskiej u Antalla, wiedzieliśmy. Ze zrozumiałych powodów - podkreśla pani Barbara - to oni, Sławik i Antall, byli właścicielami największych tajemnic, których już nigdy nie uda się wyjaśnić. Bezwzględne jednak przestrzeganie przez nich i przez nas wszystkich zasad konspiracji dopomogło w uratowaniu tysięcy polskich uchodźców żydowskiego pochodzenia."

W czasie największych faszystowskich prześladowań i realizowania ustaw antyżydowskich Biuro ds. Uchodźców Józsefa Antalla - we współpracy z Komitetem Obywatelskim Henryka Sławika - wystawiało tysiącom polskich Żydów dokumenty, świadczące o aryjskim pochodzeniu. Ppłk Marian Chomrański dużo wie na ten temat. To on m. in. towarzyszył gen. Stefanowi Dembińskiemu podczas audiencji u premiera Pala Telekiego w październiku 1939 roku, gdy wspólnie uzgadniano ramowy projekt organizacji życia uchodźców wojskowych i cywilnych. Chomrański powołuje się na węgierskie dane urzędowe, a jednocześnie uważa, że współpraca IX Wydziału MSW z polskim podziemiem dała szansę przeżycia i ochroniła przed wywiezieniem do obozów zagłady około 14 tysięcy ludzi. Przez wszystkie wojenne lata tylu Polaków żydowskiego pochodzenia - za pośrednictwem i przy pomocy Sławika i jego współpracowników - otrzymało z Biura Antalla bezcenne "papiery" z pieczęciami i wiarygodnymi podpisami. Przepustki w życie!

 "DOM SIEROT POLSKICH OFICERÓW"

Jak już poprzednio wspomniałem, w roku 1943 roku dużo osób uciekało z Polski do Węgier, w tym i też dużo dzieci żydowskich. Ferenc Keresztes Fischer, szef resortu spraw wewnętrznych, który nie zważając na dobrze rozwinięty na Węgrzech hitlerowski wywiad i na jego zakamuflowanych agentów w urzędach centralnych i ministerstwach, wydał rozkaz podległym sobie służbom, by ani jednego z uciekinierów-uchodźców, bez względu na obywatelstwo, pochodzenie i wyznanie, którzy wpadną w ich ręce, nie odstawiali na drugą stronę węgierskiej granicy. Mają ich przyjąć i bez rozgłosu natychmiast dostarczyć do jednego z obozów dla internowanych w głębi kraju.

Dla dzieci żydowskich bez opieki dorosłych Komitet Obywatelski Sławika otworzył w Vac, nad Dunajem, sierociniec pod nazwą ,,DOM SIEROT POLSKICH OFICERÓW". Sierociniec stał się oczkiem w głowie znających o nim prawdę węgierskich, polskich i żydowskich instytucji, organizacji i wtajemniczonego kręgu ludzi. Sierociniec miał swoje przedszkole, siedmio-oddziałową szkołę powszechną z polskim programem i internat, który raczej przypominał duży dom z wielką rodziną. Wszystkie dzieci i personel otrzymały dokumenty aryjskie i zmienione nazwiska. Kierowanie ośrodkiem powierzono polskiemu pedagogowi i harcerzowi, Franciszkowi Świdrowi. Przebywając od jesieni 1939 roku wśród Węgrów jako uchodźca wojskowy, dość dobrze opanował język węgierski, co mu bardzo ułatwiło kontakty z władzami Vac'u.

Kadra pedagogiczna składała się z Polaków (Franciszek Świder, Maria Tomanek-Waśkowska), Węgra słowackiego pochodzenia (ksiądz Pal Boharcsik, pijar, uczył węgierskiego), Węgierki (Elvira Csorba, uczyła węgierskich piosenek) i polskich Żydów Władysława i Anny Bratkowskich (vel Izaak 1 Mina Brettler) oraz lekarza Jana Kotarby (vel Mojżesz Osterweii). Nauczycielka Tomanek-Waśkowska uczyła wszystkich 10 podopiecznych nie tylko żegnać się znakiem krzyża ale i cierpliwie odsłuchiwała ich recytacji najbardziej znanych modlitw katolickich. Wiedziała, że egzamin z religii jest przez faszystów często stosowanym sprawdzianem pochodzenia i wyznawanej wiary. W niedziele i święta wszyscy lokatorzy Domu Sierot, parami, prowadzeni przez swych wychowawców i kierownika Świdra, chodzili do kościoła na Msze Święte. W ten sposób co tydzień przed proniemieckimi przedstawicielami władz lokalnych i podobnie myślącymi mieszkańcami Vac'u celowo demon- strowano katolicyzm sierot. Po powrocie do ośrodka - jak wspomina Zimmermann - już wyłącznie wśród swoich i zgodnie z zabranymi z okupowanej Polski zasadami konspiracji, adwokat Bratkowski objaśniał im Stary Testament i razem z żoną uczył ich hebrajskiego. Żydowski personel dbał, by ich podopieczni nie zapomnieli, kim są naprawdę, oraz by wiedzieli, kim byli ich przeważnie nieżyjący już rodzice.

Dzieciaki miały swój samorząd, dbały o porządek w całym internacie, pomagały w kuchni, prowadziły mały sklepik, wydawały swoją gazetkę pt. "Przystanek na wędrówce", organizowały gry, zabawy, zawody sportowe, konkursy. Około 65-ciu dziewcząt i chłopców w tym sierocińcu znalazło przez jeden rok spokój i życzliwe serca chcące im wynagrodzić - choćby w małym stopniu - przebytą gehennę.

Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Węgier w marcu 1944 atmosfera w sierocińcu nagle się zmieniła. Władze podporządkowane Niemcom dokładnie i bez wcześniej szej życzliwości sprawdzały obecność mieszkańców zakładu. Na szczęście, dopiero dużo później się okazało, że były to przygotowania do wywiezienia wszystkich do Oświęcimia. Pozbawiony oparcia o Sławika i Antall'a, kierownik Świder i jego współpracownicy dobrze wiedzieli, że sierociniec w każdej chwili spotkać może najgorsze. Zespół pedagogiczny zwiększył czujność i był w stanie gotowości aż do 8 maja 1944 roku. Po tej dacie wychowankowie sierocińca - po uzgodnieniach ze znajdującym się wówczas w fazie reorganizacji kierownictwem polskiego uchodźstwa - bez rozgłosu, nagle zniknęli z Vac'u. Dzieci młodsze i starsze, podzielone przez swych wychowawców i pod ich opieką, w dwóch grupach wtopiły się w duży Budapeszt. Następnie kilkoro dzieciaków skierowano do krewnych w polskich obozach. Część starszej młodzieży jako praktykantów ulokowano w paru gospodarstwach rolnych i ogrodniczych na prowincji. Następną grupkę, kilkuosobową, mówiącą trochę po węgiersku, po dwoje, troje udało się umieścić w kilku węgierskich domach dziecka. Kilka rodzin ze stolicy miało odwagę otworzyć własne domy przed tymi żydowskimi dziećmi. Wiosną 1945 roku, po usunięciu Niemców z Budapesztu, Brettlerowie-Bratkowscy z liczną grupą podopiecznych z Vac'u wyruszyli pieszo z Budapesztu do Rumunii, z której po kilku miesiącach i po wielu trudach i przygodach dotarli do Palestyny. Druga grupa, mniejsza liczbowo, poprowadzona przez doktora Osterweila-Kotarbę, w drugiej połowie 1945 roku udała się do Niemiec, z których później część powróciła do Polski, a część zdecydowała się na wyjazd za Atlantyk do Stanów Zjednoczonych.

Końcowy okres "Komitetu Obywatelskiego"

W roku 1943 kiedy dowiedział się, że istnieje niebezpieczeństwo, że Niemcy zaaresztująjego żonę w Warszawie, Henryk Sławik poprosił swego przyjaciela, Jozsefa Antalla o pomoc w sprowadzeniu swojej rodziny do Węgier. Pani Jadwiga i Krysia przyjechały do Budapesztu na węgierskich paszportach jako Janette i Margit Racs w grudniu 1943. To był jedyny przypadek, kiedy Sławik poprosił swych węgierskich partnerów o pomoc·w swojej prywatnej sprawie.

Krystyna Slawik-Kutermak opowiada, że bardzo krótko cieszyła się odzyskanym Ojcem. Ten zaś, jak zawsze dbający o wychowanie i edukację córki, po 2-3 tygodniach pobytu małżonki Jadwigi i córki w Budapeszcie, wysłał je do Balatonbogiar, by Krysia poszła do szkoły polskiej. Dopiero tam od nauczycieli i uczniów, dowiedziała się, co naprawdę robi jej ojciec. Tak wspomina: "Gdy przy najbliższej okazji ja go o to zapytałam, usłysza­ łam tylko, że jest tu z polecenia polskiego rządu w Londynie, że opiekuje się wszystkimi Polakami, dziećmi i dorosłymi, chorymi, starymi, by mieli lekarza, szkołę, możliwie najlepsze warunki do życia. On się domyślał, co się może stać i po prostu wolał, ażebym jak najmniej wiedziała o jego działalności."

Sławik podzielił się z Antallem wiadomością którą otrzymał z Londynu, że Niemcy w niedalekiej przyszłości zamierzają zająć Węgry. Antall przekazał tą informację premierowi Keresztes-Fischerowi, ale miał wrażenie, że podobne informacje premier musiał już poprzednio otrzymać.

Sławik miał dla siebie, żony i Krysi dokumenty szwajcarskie. Antall proponował mu pomóc wyjechać pod innym nazwiskiem do Siedmiogrodu. Antall pisze w ten sposób o tej sprawie: "Sławik powiedział, że nie może opuścić swojego miejsca, honor mu na wyjazd nie pozwala. Wygląda na to, że los wyznaczył go na męczennika. On zaś sam nie chciał się przeciwstawić temu. Albo też powierzył swe życie niepewnemu losowi. Był prawdziwym Polakiem!". Podobną ofertę otrzymał Sławik od Henryka Zimmermanna, by z rodziną i innymi zagrożonymi Polakami dołączył do planowanego transportu żydowskiego. Sławik zaproszenia nie przyjął, ale wręczył Zimmermannowi specjalny list w ostatniej chwili przed opuszczeniem Budapesztu polecający go oraz współtowarzyszy ucieczki swemu bukareszteńskiemu odpowiednikowi. Sławik natomiast usilnie namawiał swoją żonę, by razem z Krysią wyjechała. Pani Jadwiga kategorycznie odmówiła wyjazdu bez męża.

Na wiadomość o wkroczeniu wojsk niemieckich 19 marca 1944 roku Sławik natychmiast przeniósł żonę z córką z wolno stojącej willi do niepo- zornego mieszkania przy rodzinie nie daleko plebani księdza Beli Vargi. Na próżno. Dla Niemców.Sławik był zbyt znaną postacią, jeszcze ze Śląska, by teraz zostawili go w spokoju. W przeciwieństwie do innych członków kierownictwa uchodźstwa polskiego hitlerowcom nie udało się aresztować prezesa Komitetu Obywatelskiego zaraz po zajęciu Węgier. W czerwcu 1944 roku Niemcy przyszli po Jadwigę, żonę Sławika. Zdążyła tylko pokazać Krysi okno, by uciekała. Ta zaś w ostatnim momencie zauważyła, że mama ściągane błyskawicznie z rąk i szyi kosztowności schowała w specjalnie przygotowanej kryjówce w tylnej nodze łóżka.

Krysia najpierw schowała się w krzakach, a potem jakimś cudem dotarła na zaprzyjaźnioną plebanię księdza Vargi, by przy Jego pomocy znaleźć się w pokoju rodzeństwa Kosów w polskim internacie. Nie wiedziała, że aresztowaną mamę zawieziono do więzienia aż w Budapeszcie w którym osadzona również była pani Barbara Czerwińska. Jako dziecko okupacji Krysia natomiast wiedziała, że gdy się sytuacja uspokoi, musi wrócić do mieszkania w celu opróżnienia zawartości rodzinnej skrytki. Po kilku dniach, bardzo późnym wieczorem, jak spod ziemi wyrósł przed Krysią nieznajomy mężczyzna i powiedział, że przychodzi z polecenia Ojca, by zaprowadzić ją do jego kryjówki.

Oto relacja Krysi ze spotkania z ojcem: "Najpierw opowiedziałam dokładnie, co się stało z Mamą. Przez kilka godzin co chwila przytulał mnie do siebie. Jeszcze dziś czuję ciepło jego rąk. "Nie wiem, czy z tego wszystkiego wyjdziemy", mówił. "Czy nie pójdę drogą Mamy? Musisz być silna, musisz być mądra, powtarzał". Przed świtem trzeba się było jednak rozstać. Przed pożegnaniem wyciągnął z kieszonki w marynarce swój ulubiony zegarek. "Weź, może ci się przydać", pamiętam jego słowa. Tatusia więcej już nie zobaczyłam".

Krysia powróciła do mieszkania pp. Kosów. "Z nimi spędziłam pierwsze dni po zawieszeniu nauki", mówi Krysia. "Gdyby nie miejscowa ludność, nie mielibyśmy co jeść. Z powodu nasilających się prześladowań polskich uchodźców, musieliśmy z internatu uciekać. Po drodze pogubiliśmy się. Ileż ja nocy spędziłam w rowach, pod drzewami, na słomie u różnych gospo- darzy, u których pracowałam za pożywienie i dach nad głową. Blisko rok trwała moja tułaczka, podczas której nic nie wiedziałam, co się dzieje z rodzicami."

Od momentu okupacji Węgier przez wojska niemieckie Sławik, ścigany przez gestapo, musiał się ukrywać w rozmaitych miejscach. Funkcję swoją pełnił bez przerwy aż do momentu aresztowania 16 lipca 1944 r.

Przyjaciel o Przyjacielu

Jozsef Antałl został aresztowany przez Niemców jeszcze przed Henrykiem Śławikiem. O ostatnich swoich chwilach z nim pisze tak:

,,[ ... ] Przeczuwałem, że Niemcy nie mają żadnych podstawowych dowodów przeciwko mnie, a tylko czegoś się domyślają. Wiedziałem, że siedzący w sąsiedniej celi Ferdinand Miklóssi - Prezes Towarzystwa im. Adama Mickiewicza - w przesłuchaniu nic nie zeznał przeciwko mnie, bo gdyby coś zeznał tym samym potwierdziłby na siebie wyrok śmierci, gdyż on też był posądzony o współpracę z Polakami.

Przez całe trzy miesiące stawiano mi coraz to nowe zarzuty i stosowano barbarzyńskie tortury. Polacy zeznawali! Główny oskarżony Hemyk Sławik zeznawał! ... słyszałem codziennie. A ja bez przerwy powtarzałem: ,,nie brałem żadnego udziału w wysyłaniu oficerów i żołnierzy wojska polskiego do Francji, Anglii, Syrii i nic nie wiem o tym. Nie dałem tysiącom Żydów zaświadczeń stwierdzających obywatelstwo polskie, ani dokumentów chrześcijańskich. Nie towarzyszyłem w podróży kolegom Henryka Sławika, prowadząc ich na granicę podkarpacką, polsko-węgierską. Nie dawałem Rosjanom, Francuzom, Serbom i Anglikom żadnych zaświadczeń obywatelstwa polskiego i nie chroniłem w różnych obozach uciekinierów polskich, poszukiwanych przez stanisławowskie Gestapo i tam skazanych na śmierć. Nie starałem się o paszporty do Włoch dla prześladowanych Polaków. Henryk Sławik również nie brał w tym udziału".

Pewnego dnia o 4-tej rano zbudzono mnie i pozwolono na ogolenie się. Potem jeden z pomocników ,,Kryminalasystenta" złośliwie, ale uprzejmie, wskazał mi miejsce w swoim samochodzie i zawiózł do cudownej willi, zajętej przez gestapowców. Po drodze powiedział mi tylko tyle: "Rozejrzyj się wokoło, takim był twój świat! Żegnaj się z nim, bo ujęliśmy Henryka Sławika, który będzie świadczyć, że twoje zeznania są kłamliwe".

Generalny "sąd" był w komplecie. Przed nim stał storturowany i spoliczkowany, ale śmiały i odważny z pełną nieugiętością duszy Henryk Sławik. Postawili nas wprost przed sobą i przeczytali oskarżenie przeciwko mnie. Potem zadawali pytania, na które odpowiadałem. Henryk Sławik według stawianych mu punktów obalał te zarzuty, świadcząc tym samym, że ja nie miałem o tym pojęcia. Obiecali mu, że jak powie prawdę to go natychmiast zwolnią. Ale on był niezłomny. Przerwali rozprawę. Odprowadzili mnie do sąsiedniego pokoju. Po jakimś czasie przesłuchanie zaczęło się znowu. Obraz był ten sam, tylko Sławik się zmienił. Jego twarz i głowa były pokrwawione od bicia. Ale z oczu biło zdecydowanie. Popatrzył na mnie z przyjacielskim oddaniem i od razu wyprostował się i powiedział:

"Sprzeciwiam się - w imieniu prawa międzynarodowego, moralności i sprawiedliwości. Nie oskarżajcie Go!".

Przewodniczący przerwał przesłuchanie. Na aktach Sławika napisał coś czerwonym ołówkiem. Wtenczas nie wiedziałem jeszcze, że czerwone pismo oznacza krew i śmierć.

Ze Svabhegy zabrano nas z powrotem do więzienia. W czasie podróży siedzieliśmy obok siebie w ciemnym czarnym samochodzie. Poszukałem jego ręki, by podziękować mu za uratowanie mego życia. Z uściskiem dłoni tak mi szepnął - "TAK PŁACI POLSKA".

Wtedy nawet na myśl mi nie przyszło, że drogi nasze na zawsze się rozejdą, że mnie zwolnią, a jego męczeński los spełni się w Mauthausen.

On przeczuł przedziwną intuicją swą ciemną przyszłość, lecz z nieugiętym duchem walczył z przeznaczeniem. Ale nie mógł uciec przed swym losem. W latach 1942-1943 miał wiele okazji, by wyjechać do Szwajcarii, względnie do Turcji, ale uświadamiał sobie swój odpowiedzialny obowiązek nie tylko przed Polską, ale i przed Jej narodem. Chciał pomagać tysiącom rodaków, którzy ufali Mu i złożyli w jego ręce losy swego życia. Wiedział on, że zorganizowaniem polskich szkół dla młodzieży i pomocą dla wielu tysięcznych rzesz Polaków przebywających wówczas na Węgrzech, nie tylko dla nich to czyni, ale czyni to dla dobra swej ukochanej Ojczyzny.

Henryk Sławik został zamordowany w hitlerowskim obozie koncentracyjnym Mauthausen. Szczegóły jego zgonu nie są pewne. Jedni twierdzą, że nastąpiło to pod koniec sierpnia, inni początek września 1944 roku: Większośćjednaktwierdzi, że podobnie jak współtowarzysze niedoli z Budapesztu: Edmund Fietowicz, Andrzej Pysz, Kazimierz Gurgul, prof. Stefan Filipkiewicz i ks. Stanisław Rzepko-Łaski, również i Sławik został stracony przez powieszenie. Według innej wersji Sławik stracony został 25 sierpnia 1944 roku, dzień po ich przywiezieniu do obozu. Dostąpił przywileju: salwa karabinowa zamiast powieszenia. Rzekomo, gdy ustawiono go pod ścianą i nim padły strzały, zdążył krzyknąć: "Jeszcze Polska nie zginęła!..."

Zakończenie wojny

Jadwiga Sławik i Barbara Cerwińska z więzienia w Budapeszcie w jednej grupie wywiezione zostały przez Niemców do Austrii, z której po pewnym czasie już tylko Jadwiga Sławik trafiła do obozu koncentracyjnego w RavensbIiick, gdzie szczęśliwie doczekała końca wojny. Wróciła do Katowic sama, bez zamordowanego w Mauthausen męża i córki, o której długo nie wiedziała, czy żyje, ajeżeli tak, to gdzie jest?

József AntalI również nie wiedział, co się stało z córką ,,Przyjaciela Sławika". Po zakończeniu wojny ponownie zmieniła się jego sytuacja. Z prześladowanego i więzionego przez Niemców pełnomocnika rządu ds. uchodźców wojennych na pewien czas wrócił do łask, zostając węgierskim ministrem odbudowy. Korzystając z nowych możliwości, zaczął szukać Krysi poprzez radio. Jeden z komunikatów usłyszał plantator, u którego Krysia akurat przebywała. Gdy wróciła z pracy na jego polu, spytał ją, trochę przekręcając nazwisko, czy znam Antalla i czy przypadkiem nie jest córką Polaka, niejakiego "Sławika"? Natychmiast pobiegł na policję, a wkrótce potem JózsefAntalI przysłał po nią samochód.

Tak wspomina Krysia Sławik: "Cieszyłam się, że znowu jestem z bliskimi mi ludźmi, a jednocześnie, znalazłszy się w normalnej rodzinie, bardzo martwiłam się o losy swych najbliższych. Wszyscy byli dla mnie bardzo serdeczni i jak mogli pocieszali. I my nie wiemy, co z Twoją Mamą i Ojcem, ale na pewno nie zostaniesz sama. Jeżeli żadne z Twoich Rodziców się nie odnajdzie, a Ty wyrazisz zgodę, to Cię adoptujemy, zostaniesz z nami jako "nasze" trzecie dziecko. Zaskoczona, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Dopiero po kilku dniach powiedziałam, że się zgadzam. Wkrótce jednak się okazało, że Mamusia przeżyła obóz koncentracyjny w Ravensbriick, gdzie ją wywieziono z więzienia w Budapeszcie, i przebywa w Katowicach." Krysia wyraziła chęć jak najszybszego powrotu do mamy.

József AntalI poprosił Barbarę Czerwińska z jego dawnej sekcji polskiej w Biurze ds. Uchodźców która w między czasie powróciła do Budapesztu o zorganizowanie transportu dla Krysi do Katowic. Całą noc jechała do Katowic rosyjską ciężarówką. Nad jej bezpieczeństwem czuwała Barbara Czerwińska. Krótko się jednak cieszyła ze spotkania z Mamą. Poraziła ją wiadomość o śmierci Ojca, zamordowanego przez hitlerowców w obozie koncentracyjnym.

Ucieczka przez Rumunię w marcu 1944 roku okazała się dla Henryka Zvi Zimmermanna drogą życia. Osiedlił się na stałe w Izraelu i dużo osiągnął w swojej nowej ojczyźnie - był wiceprzewodniczącym Knesetu, świadkiem w procesie Adolfa Eichmanna, ambasadorem Izraela w Nowej Zelandii i członkiem Rady Yad Vashem. Henryk Zimmermann nie zapomniał o swojej pierwszej ojczyźnie i wielekroć w następnych latach z wdzięcznością wracał myślami do swego Szefa z Komitetu Obywatelskiego, nie wiedząc, jaki spotkał go los. Dopiero w 1989 roku, w trakcie drugiej - po dziesięcioleciach - podróży do Polski i na Węgry uwierzył, że pogłoski o męczeńskiej śmierci Henryka Sławika z rąk gestapowskich oprawców nie są pogłoskami.

Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata

Można sobie wyobrazić, co Jadwiga Sławik i jej córka Krystyna Kutermak czuły, gdy po przeszło 40 latach ich osamotnienia i publicznej amnezji o zamordowanym w Mauthausen Mężu i Ojcu - nagle w tygodniku "Przekrój" pod datą 6 listopada 1988 roku ukazało się ogłoszenie następującej treści:

"P. mgr Henryk Zimmermann z Izraela poszukuje p. Sławika, byłego konsula polskiego w Budapeszcie w latach 1943/1944, który dopomógł w ocaleniu wielu Polaków i Żydów. Wszelkie informacje proszę kierować pod adresem ..."

Pan Zimmermann, który po zamieszczeniu ogłoszenia w ,frzekroju", pewnego dnia zapukał do katowickiego mieszkania Jadwigi i Krystyny Sławik, by po długiej, przyjaznej rozmowie powiadomić je, że wraca do Izraela, aby czym prędzej przedstawić kandydaturę prezesa Komitetu Obywatelskiego do tytułu "Sprawiedliwego". Jak się wkrótce okazało, wniosek taki w aktach Yad Vashem już się znajdował. Złożył go adwokat Brettler (Bratkowski) z sierocińca w Vacu. Uczynił to jednak z błędem, podając bez imienia i adresu nazwisko "Słowik". Zimmermann podał właściwe dane, znacznie wzbogacając uzasadniającą argumentację, i już 3 lipca 1989 roku Rada ds. Sprawiedliwych podjęła pozytywną decyzję.

6 listopada 1990 roku to kolejna pamiętna data w życiu Krystyny Kutermak. Na uroczystości w Jerozolimie, honorującej czyny i pamięć ich Męża i Ojca, miała pojechać z mamą. Niestety, stan zdrowia pani Jadwigi sprawił, że została w domu.

Mówi córka Henryka Sławika:

- Może i dobrze się stało, że Mamusia była nieobecna. Jej schorowane serce mogłoby nie wytrzymać emocji. Gdy spełniał się mój sen, fizycznie i na duchu podtrzymywał mnie Zbigniew, mój mąż, lekarz z zawodu.

Przecież ja nie mam grobu Ojca. Pierwszego listopada, dopóki mamusia żyła, chodziłyśmy na pobliski cmentarz, by na jednej z opuszczonych mogił - jakby na jego grobie - zapalić znicz, położyć kwiaty. Teraz zaniedbanych grobów szukam w towarzystwie swojej córki Jadwigi.

Nie miałam też pogrzebu Ojca. A tam, w Izraelu, wydawało mi się, że w nim uczestniczę. Podobny hołd żałobny, jak mnie poinformowano, oddano wcześniej tylko generałowi Władysławowi Andersowi. Ceremonia jak w świątyni: modlitwy, przejmujący śpiew najlepszego kantora w Jerozolimie, wieńce, wieczny ogień.

A potem w specjalnej auli wysłuchaliśmy z mężem wielu dziękczynnych przemówień przedstawicieli władz Izraela, Instytutu Pamięci Narodowej Yad Vashem i tych, którzy Ojcu zawdzięczają życie. O jego zasługach w imieniu Stowarzyszenia Żydów Polskich Uratowanych na Węgrzech mówił Henryk Zimmermann, przewodniczący tego związku. Zaczął od tego, że w miejscu pamięci ofiar zbrodni i holocaustu, gdzie się znajdujemy, on, więzień m 68220 uczestniczy w podniosłej ceremonii nadania tytułu "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata" wielkiemu Człowiekowi - Hemykowi Sławikowi. Dalej m.in. powiedział:

"Za ocalenie od niechybnej śmierci tysięcy Żydów w czasach holocaustu, w tym również mnie, został skazany przez Niemców na karę śmierci. Jego żona razem z węgierskimi Żydami została zesłana do obozu koncentracyjnego w Ravensbruck, z którego wyzwolili ją alianci. Krysia zaś ukrywała się na wsi węgierskiej, podobnie jak przez jej Ojca byli ukrywani mali Żydzi w szkole, którą zorganizował w miasteczku Vac pod nazwą Domu Sierot Polskich Oficerów, aby bronić życia żydowskich sierot [ ... ]

My, którzy przeżyliśmy holocaust w Polsce, którzy przyszliśmy z obozów koncentracyjnych, lasów, bunkrów, z podziemia na Węgry i obecnie żyjemy w Izraelu, pamiętamy o Hemyku Sławiku i odznaczamy Go pośmiertnie za ocalenie nas na Węgrzech jako polskich katolików i za umożliwienie nam przetrwania tego piekła i zamieszkania we własnym kraju. Teraz na Twoje ręce, Krystyno, składamy najserdeczniejsze podziękowania za wszystko, co Twój Ojciec uczynił dla nas".

Na podstawie dotychczas zgromadzonej dokumentacji "węgierskiej" w Yad Vashem uważa się, że osobista działalność prezesa i kierowanego przezeń Komitetu Obywatelskiego ds. Pomocy Uchodźcom Polskim na Węgrzech przyczyniła się do uratowania około 5 tysięcy polskich Żydów. Według Zimmermanna, "prawej ręki" Sławika ds. żydowskich w ostatnich sześciu miesiącach przed zajęciem Węgier przez Niemców, ta liczba jest zaniżona.

"Mocno zapadły mi w serce" - kontynuuje swą izraelską opowieść pani Krysia - "wyrazy wdzięczności od mieszkańców tego sierocińca obecnie babć i dziadków, którzy przyszli na uroczystość z dziećmi i wnukami. Jakże się cieszyłam, słysząc od nich, że mój Ojciec "kochał ludzi", "miał wielkie, szlachetne serce", "podejmował każde ryzyko, by nie tylko nas, sieroty, ratować", że "był wsparciem i nadzieją w czasach ciemności i bezprawia".

Po wręczeniu Medalu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata i Dyplomu Honorowego, a przed zasadzeniem Jego drzewka w Alei Sprawiedliwych na 19 Wzgórzu Pamięci o zabranie głosu poproszono córkę uhonorowanego. Dziękując za wszystko, co wypełniło te niezwykłe dla niej chwile, powiedziała, że jest takim samym dzieckiem holocaustu jak oni, też musiała uciekać, też została sama w obcym kraju. Dlatego dobrze ich rozumie i wie, co znaczy być opuszczonym przez świat!

"Ileż wówczas doświadczyłam serdeczności i dowodów sympatii. Tonęłam w kwiatach. A potem - wspomina - zaproszeni, składaliśmy wizyty i byliśmy goszczeni w domach uratowanych przez mojego Ojca. Jaka czułam się szczęśliwa, że miałam takich Rodziców, ludzi dobrych, mądrych, skromnych. Dla nich drugi człowiek był równie ważny jak oni."

Henryk Zvi Zimmermann również uzupełnił leżący w Yad Vashem wniosek o podobne odznaczenie dla Józsefa Antalla seniora. Jednocześnie podjął starania, by te dwa tytuły z medalem zostały wręczone rodzinom obu "Sprawiedliwych" na wspólnej uroczystości. Ale stało się inaczej. Nie wiedziano, że Węgierskie Forum Demokratyczne zwycięży w pierwszych znowu demokratycznych wyborach na Węgrzech wiosną 1990 roku, a jego lider József Antall junior zostanie premierem! Nowe obowiązki rządowe uniemożliwiły mu odebranie pośmiertnego tytułu dla swego Ojca razem z córką Sławika. Uczynił to sześć miesięcy później 6 maja 1991 roku.

W ten sposób Henryk Zimmermann spełnił swój podstawowy moralny obowiązek wobec dwóch Wielkich - POLAKA i WĘGRA - w niesieniu pomocy polskim uchodźcom wojennym. I jakby tego było mało, jeden z nich z przyjaźni i z wdzięczności za to, co uczynił dla jego rodaków - oddał za drugiego życie. Oby ich czyny dla wielu pokoleń były przykładem!

Posłowie

Nie był to koniec akcji Henryka Zimmermanna. Tak pisze w przedmowie do swojej książki Grzegorz Lubczyk:

,,Książka ta - pierwsza w całości poświęcona Henrykowi Sławikowi - pewnie nie powstałaby, gdyby w połowie 2001 roku z Izraela nie przyjechał do Polski Henryk Zvi Zimmermann z małżonką Miriam. W jednej z warszawskich restauracji przy placu Konstytucji uczestniczyłem w spotkaniu Gości z Hajfy z prezesem i wiceprezesem Federacji Stowarzyszeń Polsko-Węgierskich RP - Janem Stolarskim i Bogumiłem Dąbrowskim. Gorąca rozmowa, jaką wtedy odbyliśmy, niczym iskra zapaliła nas do współdziałania w jakże szlachetnym celu, o którym zaraz opowiem."

Zaczęło się od tego, że panowie wrócili wspomnieniami do czasów wojny. I choć różne mieli doświadczenia, łączyło ich jedno - tułaczy los każdego z nich zaprowadził na Węgry. W śród wielu przywołanych zdarzeń i ludzi z tamtego okresu nagle pojawiło się nazwisko Sławika. Pan Henryk aż podskoczył na krześle.

"Sławik! Wiecie, kim był Sławik?"

Oczywiście, każdy z nas słyszał i coś wiedział o Henryku Sławiku, prezesie Komitetu Obywatelskiego do spraw Opieki nad Uchodźcami Polskimi na Węgrzech. Jak się później jednak okazało, była to wiedza ogólnikowa i szczątkowa.

"Sławik to polski Wallenberg - niemal wykrzyknął z pasją Zimmermann. Ich drogi się nie skrzyżowały i się nie znali. W Budapeszcie obaj robili to samo, ale sławę zdobył tylko Wallenberg! Gdy Szwed przyjechał na Węgry, Komitet Obywatelski już nie działał, a Niemcy, którzy najechali swego sojusznika, czwarty z rzędu miesiąc polowali na Sławika. Ten człowiek, jako prezes Komitetu, ileż dobrego uczynił dla takich jak ja potępieńców!"

Mówił dalej z wielką pasją Henryk Zimmermann: "O młodym, dzielnym Szwedzie świat wie. I bardzo dobrze, bo Raoul Wallenberg na to zasłużył! Oskara Schindlera wykreował Spielberg. A Sławik? Kto słyszał o Sławiku?!"

Pan Henryk uważa, że życie na Węgrzech napisało Sławikowi lepszy scenariusz aniżeli głównemu bohaterowi ,J,isty Schindlera" Stevena Spielberga. W 1997 roku Zimmermann wydał książkę ,Frzeżyłem, pamiętam, świadczę", a teraz marzy mu się fabularny epos Wojenny z prezesem Komitetu Obywatelskiego w roli głównej!

W wyniku tego i kolejnych podobnych spotkań z panem Zimmermannem powstał w Polsce Nieformalny Polsko-Żydowski Komitet Pamięci Sławika który w rozmaite sposoby stara się uhonorować tego wielkiego Polaka. Wynikiem starań tego komitetu wydana została książka z której korzystałem w przygotowaniu dzisiejszego wieczora, i która ma też ukazać się w języku angielskim. Nakręcony został film dokumentalny który Państwo zaraz zobaczą, odbyło się wiele spotkanie takich jak to w Ottawie z panem ambasadorem Lubczykiem. W Polsce odbyły się liczne imprezy i wydanych 21 został cały szereg publikacji. Zwrócono się do prezydenta Katowic z propozycją wyboru Henryka Sławika na patrona jednej z ulic miasta oraz o nadanie imienia Sławika wybranej szkole katowickiej.

 Henryk Sławik zasłużył sobie na to i na więcej.

Żródło:

Grzegorz Lubczyk, ,'polski Wallenberg - Rzecz o Henryku Sławiku". Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa (2003)

 

 Wybrał i ułożył: J.A Dobrowolski

 Ottawa,4 marca 2008

 Ilustracje

1. Henryk Sławik 1894 -1944

2. Henryk Sławik - Polski Wallenberg

3. Ambasador Grzegorz Lubczyk

4. Książka pana ambasadora Grzegorza Lubczyka o Henryku Sławiku

5. Henryk Sławik - jako poseł śląski w Genewie

6. Zdjęcie ślubne Jadwigi i Henryka Sławików 21 lipca 1928 r

7. Jadwiga i Henryk z maleńką Krysią (24 lipca 193Or.)

8. Klub Dziennikarzy Radiowych Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego 28 października 1938 r.

9. Niektórzy węgierscy przyjaciele Polski

10. Polscy uchodźcy wojskowi tuż po przekroczeniu granicy węgierskiej - żołnierze

11. Polscy uchodźcy wojskowi tuż po przekroczeniu granicy węgierskiej - ciężarówki

12. Polscy uchodźcy wojskowi tuż po przekroczeniu granicy węgierskiej –armaty

13. Polscy uchodźcy wojskowi tuż po przekroczeniu granicy węgierskiej – czołgi

14. Ilość uchodźców polskich na Węgrzech

15. Pocztówka Józefa Dobrowolskiego do teściowej, z pozdrowieniem, ale bez podpisu.

16. Ilość uchodźców polskich na Węgrzech

17. Organizacje niosące pomoc uchodźcom polskim

18. Polskie organizacje na terenie Węgier

19. Dr. JózsefAntall, dyrektor Biura do spraw Uchodźców w węgierskim Ministerstwie do Spraw Wewnętrznych

20. Zdzisław Antoniewicz, uchodźczy dziennikarz

21. Komitet Obywatelski do Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech

22. Święto 3 Maja w gimnazjum w Balaton-boglar

23. Podczas uroczystości 11 listopada Szopena gra Edith, córka Józsefa Antalla

24. Henryk Zvi Zimmermann, nieoficjalny pełnomocnik prezesa Sławika ds. ratowania polskich Żydów

25. Barbara Czerwińska, referentka sekcji polskiej w Biurze ds. Uchodźców u Józsefa Antalla

26. Pracownice z biura Antalla. Druga z lewej: Barbara Czerwińska

27. Dom Sierot Polskich Oficerów w Vac - Wizyta głównych 23 opiekunów. 1 - József Antall; 2 - Henryk Sławik; 3 - Henryk Zimmermann

28. Dom Sierot Polskich Oficerów w Vac - kadra pedagogiczna

29. Dom Sierot Polskich Oficerów w Vac. Sieroty żydowskie z nauczycielką Miną Brettler

30. Dom Sierot Polskich Oficerów w Vac. Jedna z grup dzieci żydowskich z wychowawcami. W środkowym rzędzie od lewej: czwarty- Izaak Brettler, szósty -Franciszek Świder, ósmy - ksiądz Pal Boharcsik

31. Jadwiga Sławik z Krysią przed wyjazdem do Budapesztu

32. Krysia Sławik

33. Dom nad Balatonem gdzie mieszkała Krysia z mamą Jadwigą

34. Krysia Sławik (czwarta z lewej) z rodzeństwem Kosów w Balaton- boglar

35. Dr József Antall

36. Dyplom honorowy Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata

37. Medal Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata

38. Krystyna Sławik-Kutermak (z kwiatami) wśród uratowanych sierot żydowskich z Vacu i ich dzieci

39. Dr Zbigniew Kutermak w towarzystwie Henryka Zvi Zimmermanna zwiedzają Jerozolimę

40. NieformaIny Polsko-Żydowski Komitet Pamięci Sławika. W pierwszym rzędzie od lewej: Jan Stolarski, prezes Federacji Stowarzyszeń Polsko-Węgierskich RP, Joanna Brańska, sekretarz Rady Głównej Towarzystwa Przyjaźni Polsko- Izraelskiej, i Henryk Zimmermann, współpracownik H. Sławika. W drugim rzędzie od lewej: Bogumił Dąbrowski, wiceprezes Federacji Stowarzyszeń Polsko-Węgierskich RP, i Grzegorz Lubczyk, autor książki o Sławiku

 

 

 

 

 

Początek strony